Poranek.

 

“Promienie słońca wdarły się do mojego pokoju, nie zbyt uprzejmie przypominając mi, ze pora wyrwać się z objęć Morfeusza. Obracam się w prawa stronę i szukam tego znajomego ciepła. Na próżno. No tak... przecież dziś jest ten dzień. Jakub pojechał do domu szybciej, aby uniknąć zbędnych zawirowań. Podnoszę powiekę i szybko spoglądam na zegarek, który okrutnie pokazuje godzinę 5:50. We wszystkich poradnikach mówili... wyśpij się, zapomnij o wszystkim, zadbaj o relaks. Bardzo, ale to bardzo chciałam, aby tak było.... starałam się - przyrzekam. Jednak narastające emocje to nie coś, co mogłabym w łatwy sposób okiełznać. Emocji nie da się zaplanować. A ja czułam je teraz bardzo mocno... podekscytowanie, które wyrwało mnie z łóżka pomieszane z lękiem, ze coś uleciało... Całe przygotowania przebiegły bardzo szybko i pamiętam je jak przez mgłę - prysznic, balsam, fryzjer, kosmetyczka, ostatnie telefony. Jestem! Żyję! Nie wiem, kiedy pojawili się w naszym domu, nie wiem, czy dzwonili, czy pukali. Całym swoim spokojem mówili bądź sobą, oddychaj a ... nas tu nie ma. Słyszałam tylko dźwięk migawki - pstryk, pstryk i swój cichutki szloch, gdy mama pomagała mi założyć tę jedyną wymarzoną sukienkę. Jest pięknie! - pomyślałam. Chwileczkę ... to, co dalej? Słyszę jakieś głosy na dole i ten jeden doskonale znany. Schodzę na dół stopień po stopniu, zgodnie z biciem serca. Czy to niepewność zawitała do mojej głowy? Czy to fakt, że wszyscy na mnie spoglądają? Unikam spojrzenia mamy. A w tle pstryk, pstryk jak idealny soundtrack czy coś takiego. Rozglądam się i wszystko co widzę jest dla mnie ważne. I już wiem. Jestem teraz tak bardzo sobą, w miejscu i czasie, w którym powinnam się znaleźć.”

- Julia